Marcin Gryn jest absolwentem I LO w Zamościu oraz Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Wiedzę rolniczą odziedziczył też po przodkach. W rozmowie z nami podkreśla, iż jego rodzina gospodaruje w rodzinnej miejscowości od dziewięciu, a może już nawet dziesięciu pokoleń. To ciekawa historia. W drugiej połowie XVIII wieku jego przodkowie przybyli na Zamojszczyznę z grupą około 100 rodzin kolonistów. Zostali sprowadzeni przez ówczesnego ordynata Zamościa z Alzacji i Lotaryngii na pograniczu Francji i Niemiec.
Trzymamy się ziemi
- Moi przodkowie zaczęli w tym miejscu gospodarować i nadal trzymamy się ziemi. Od wieków – podkreśla Pan Marcin. - Oni mieli nazwisko Grün i niemieckie pochodzenie. Zajmowali się rolnictwem. Ten wielowiekowy związek z ziemią jest ważny. Czuje go wewnętrznie, we krwi. Rolnictwo to jest moja praca, ale także pasja.
O uprawie roli Marcin Gryn mógłby mówić całymi godzinami. Jego opowieści są wielowątkowe, czasami bardzo „branżowe”, skomplikowane, ale zawsze „trzymają się ziemi”. W swoim gospodarstwie uprawia zboża, rzepak, kukurydzę i ziemniaki. Zajmują to wszystko ok. 120 hektarów: na wielu niewielkich polach rozrzuconych od domu pana Marcina w promieniu do 18 kilometrów.
- Produkcji ziemniaków jeszcze się uczymy. Testujemy pomysły, sprawdzamy różne rozwiązania. To dotyczy głównie nawożenia – mówi pan Marcin. - Dzieje się to we współpracy z SGGW m.in. dzięki środkom unijnym. Poszukujemy innowacji, po to, żeby np. walczyć z niekorzystnymi zmianami w naturze. Chodzi głównie o zachowywanie w glebie jak największej ilości wody. Ponadto w podłożu mamy wiele innych, nieodkrytych skarbów.
Jakich? Jak tłumaczy pan Marcin na wielu polach istnieje tzw. podeszwa płużna. To efekt dotychczasowego sposobu uprawy ziemi (chodzi o odwracanie jej pługiem niemal o 180 stopni), który spowodował, że wiele składników mineralnych zostało w glebie uwięzionych. To właśnie owe „nieodkryte skarby”. Młody rolnik na różne sposoby je uwalnia. Z dobrym efektem.
Potrzeba innowacji
Gleby które pan Marcin uprawia są zróżnicowane: od lekkich-piaszczystych (piątej klasy), po gliniaste, czarne ziemie i m.in. rędziny czarne i kamieniste (w różnych klasach). Znajdują się one w terenie pagórkowatym, a więc wymagającym np. odpowiedniego sprzętu, pomysłowości i naprawdę ciężkiej pracy.
Czym jednak wyróżnia się gospodarstwo młodego rolnika? Ziemia jest tam uprawiana w technologii bezorkowej (jak zapewnia pan Marcin taka „idea” przywędrowała z USA). Przy tego typu uprawach stosuje się jedynie spulchniacze, brony talerzowe czy kultywatory. Nie ma za to pługów. Efekt? Na powierzchni pozostaje np. część resztek pożniwnych, które dostarczają glebie organicznych substancji i poprawiają żyzność. Dzięki nim polepszają się również właściwości biologiczne gleby. Zatrzymywana jest także woda.
- Takie gospodarstwo jak moje wymusza potrzebę poszukiwania różnych innowacji – tłumaczy Marcin Gryn. - Po zbiorach najczęściej przeprowadzamy jedno, dwu lub częstszą uprawę ścierniska: broną talerzową. Robimy to płytko. W ten sposób pole zostaje wyrównane, a pożniwne resztki pocięte. Im są drobniejsze, tym szybciej się mineralizują, rozkładają. Jednocześnie mechaniczni niszczymy także wschodzące chwasty. Działamy zatem proekologiczne. I nie musimy stosować dodatkowych środków ochrony roślin.
Pracy jednak nie brakuje. - Stale obserwujemy pola, uczymy się, doszkalamy – mówi Marcin Gryn. I dodaje: - Metoda bezorkowa staje się coraz bardziej popularna. W ten sposób zwracamy się ku naturze. Nie zaburzamy układu warstw gleby, nie niszczymy mikroflory bakteryjnej, a rośliny same pobierają tyle wody, ile im potrzeba. Radzą sobie. Bez sztucznego nawadniania. To zalety technologii bezorkowej. Owe zabiegi na pewno zwiększają konkurencyjność gospodarstwa. Mogę powiedzieć, że to się także opłaca. Tego jednak nie robi się tylko dla pieniędzy...
Marcin Gryn widzi w technologii bezorkowej szansę dla polskiego rolnictwa. Ważne jest także zmniejszenie presji na środowisko naturalne. To wszystko przynosi wymierne efekty.
- Kilka lat temu przejąłem od rodziców małe gospodarstwo. Teraz się ono zmienia, powiększa. To jest zauważane przez innych, w tym okolicznych rolników – mówi Marcin Gryn. - Słyszałem i nadal słyszę jednak głosy, że np. innowacje są tylko dla dużych, bogatych, wyspecjalizowanych gospodarstw. Ja twierdzę inaczej. Małych gospodarzy nie stać na to, żeby działać byle jak. Muszą pracować ciężej, efektywniej, kreatywnie. Rolnicy powinni po prostu zmieniać swoje środowisko i edukować się. Na różne sposoby. Także poprzez podpatrywanie tego co robią inni.
Gospodarska ręka
Pan Marcin słyszy czasami nie zawsze pochlebne opinie od niektórych gospodarzy: „Ojciec orał, dziadek orał to i ja będę orał” – mówił jeden z nich „Pana to jeszcze życie nauczy”- dodawał ktoś inny. Nie przejmuje się tym. Robi swoje.
- Takie opinię oczywiście do mnie docierają – przyznaje Marcin Gryn. - Są jednak tacy, którzy zmieniają nastawienie widząc pozytywne skutki moich działań.
Rolnik zaprezentował nam swój park maszynowy: ciągniki, siewniki i inne, specjalistyczne maszyny i urządzenia. Niektóre z nich zostały przez pana Marcina samodzielne ulepszone. Wszędzie widać porządek, gospodarską rękę.
Zostało to wszystko docenione. Marcin Gryn jest jednym z liderów w programie "Energia dla Wsi" prowadzonym przez Stowarzyszenie na Rzecz Efektywności Energetycznej im. prof. Żmijewskiego, przy wsparciu Fundacji Polska z Natury.
- Mam żyłkę do majsterkowania – mówi. - Pomysłów nie brakuje. A bazą wszystkiego i moim poligonem doświadczalnym jest gospodarstwo…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?